wtorek, 9 grudnia 2014

Tradyszynale

 Celem zachęcenia Was do dalszej częsci notki- moje ryło i pierwsza w życiu próba charakteryzacji. Zainspirowały mnie dwie bardzo kreatywne i zdolne osoby, których poczynania śledzę regularnie i nienawidzę szczerze :P czyli Inho, która maluje, charakteryzuje, foci, maluje, rysuje, przerabia, łomatkobosko tyle robi:) oraz Keroina - świetna fotografka, która robi genialne charakteryzacje i tutoriale- na youtube można znaleźć i wyczaić, jak przestraszyć tesciową na święta:)
Eniłejs- bardzo nieprofesjonalne materiały, bardzo pierwszy raz, bardzo zero makijażu, fryzury i czegokolwiek, pardon, jeśli estetyka mojego ryja w kogoś godzi- zażalenia do Bozi :)


To tytułem zachęty. Bo dzisiaj będzie o tradycyjnym mazianiu, po kartce, technikami różnymi. Ostatnio przesyt prac na komputerze spowodował, ze zatęskniłam za formatem a4 na kolanie, długopisem i zabawą. Ogólnie, kiedy tak mazam, co mi do głowy przyjdzie, czuję się jak dziecko w przedszkolu, wszystkie weltschmerze odchodzą, łeb jest pusty jak melina po sylwestrze, mogę mazać, chlapać, kleić i brudzić w nieskończoność.
I oto efekty-prace w 90% robione bez większego pomysłu, koncepcji, dla ostresowania, w myśl zasady co wyjdzie, to wyjdzie.
 format a5, stary notatnik, mazak do płyt, i pani Frankenstein:) Inspirowana rzecz jasna moją ulubioną  Elsą Lanchester, oryginalną narzeczoną Frankensteina z filmu Jamesa Whale na motywach powieści Mary Shelley (btw, czytaliście kiedyś coś o tym, jak powstał pomysł na powieść o Frankensteinie? Polecam dokopać się do tej historii- był tam też Percy Shelley, bardzo uroczy romantyczny poeta, oraz George Byron, który napisał "Giaura", niestety w szkole nikt nie mówił o tym, dlaczego:P i generalnie, jakie z nich były zwyrole i fani używek wszelakich....jak ktoś lubi tego typu klimaty, polecam też film - jak ktoś jeszcze jest w stanie spamiętać tytuł i go podrzucić, byłabym wdzięczna, bo mi to umknęło:)
 Kolejna praca, która powstała w sumie jako pure b&W przynajmniej w zamyśle. Tylko jakoś tak mi się chlapnęła przy okazji robienia innej pracy fioletową farbą, no i...jakoś tak dalej wyszło:) Bardzo lubię tą pracę, chociaż zeżarła mi masę godzin życia, ale...było mi to potrzebne, robienie czegoś bez jakiejś głebszej koncepcji bardzo mnie odpręża.
 a to stary szkic, wygrzebany przy okazji szukania kartek do rekultywacji w starych pracach (serce boli, jak sie papier marnuje, więc jak znajdę coś, co tył ma czysty, a nie przedstawia sobą wartości sentymentalnej- bez skrupułów zużywam np. na tekstury :)). Był tylko szkic twarzy i plama akwareli. Postanowiłam, z okacji tego, że szkic stary, trochę wrócić do techniki, którą porzuciłam jakiś czas temu. I wyszło chyba fajnie.  Jednak wszelkie mixy technik są dla mnie najlepszym środkiem wyrazu.
 Pani Meduza- pania Meduzę rysowałam wiele razy, tym razem to trochę pociągnięcie tematu z poprzedniej pracy- bo wyszła zaskakująco dobrze. Chociaż z wężami mam spory problem, to jednak całość całkiem mi się podoba :) Wyszłam też poza mój comfort zone- bo zielenie i żółcie to kolory, które ciężko mi ogarnąć. Dlatego dopełniłam moimi ulubionymi, zimnymi fioletowo-niebiesko-różowymi plamami, i wyszło zaskakująco z sensem:)
 Sowa....pierwsza moja sowa w życiu, chociaż po nazwisku możnaby sądzić, że powinnam jakoś bardziej być przywiązana do tematu. Ogólnie, w ramach przyswajania stylu oldschoolowego w tatuażu, zrobiłam takie oto cuś. Byłam w momencie zaczynania i tworzenia pod dość sporą presją, ogólnie trafiło na kiepski moment w życiu, co widać- w kolorach, ilości szczegułów- im mi gorzej na duszy, tym więcej dziubię:) Wiem, jest krzywo- wina niestety mojego astygmatyzmu- i nie idealnie, ale...pomyslimy, ogarniemy. W sumie, uznałam że chciałabym tę sowę mieć wytatuowaną. Tylko liternictwo ktoś inny musi zrobić, jeśli chodzi o pisanie, nie mam o tym bladego pojęcia, więc chyba się więcej nie będę na to porywała.

 Krótki powrót do akwarelowych portretów. Zauważyłam, ze coraz mniej twarzy, coraz więcej rozbryzgów...pewnie też ma to jakieś podłoże psychologiczne....ale ja wszystko musze interpretować, więc nevermind, let's enjoy the moment.
 Chyba największa tego typu praca, którą udało mi się skończyć! a3, akwarelowy podkład, długopis i biały żelopis. Nie wiem, ile godzin mi to zajęło, dobry miesiąc wieczorami to dłubałam, z różnym zacięciem, i jak skończyłam, poczułam się spełniona:) Oryginalnie był to pomysł na tło do filmu animowanego, który od dłuższego czasu powstaje- póki co w fazie szkiców, konceptów postaci, próby przede mną, jak i sensowny scenariusz...póki co, jest pomysł na plastykę i klimat, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Niesamowicie w tym roku zatęskniłam za tradycyjną, rysunkową animacją, muszę odgrzebać bolce i kartki z perforacją ...szkoda, ze podświetlany stół zakończył swój żywot na imprezie.


I dwie lekko starsze prace, długopisowe. tak, zeby nie było pusto :)



A to obecnie powstające (jest więcej, tylko te dwie pokazuje- bo widać cokolwiek:)). Pierwza- inspiracja niesamowitymi ilustracjami Liz Clements , będzie może w końcu czerń i biel.
Matrioszka to z kolei projekt tatuażu dla mnie, w którym chciałam zawrzeć moje korzenie etniczne:) Nie, mój dziadek nie był somalijskim piratem- jest grekiem, który całe życie spędził na morzu jako kucharz okrętowy, ale wydawało mi się to jakieś takie nudnawe, więc część morską reprezentują macki krakena, piracki kapelusz, statek (miał być lekko antyczny, ale nie znam się na statkach, więc wyszło niewiemco...) i czachy. Tylko zamiast rumu jest ouzo, moja ukochana wódka z anyżu <3
Matrioszka to z kolei nawiązanie do korzeni słowiańskich, dokładnie- rosyjsko-kozackich i ukraińskich. Tak, wiem, mam dość dziwne korzenie- a to ledwo trzy pokolenia wstecz, wolałam się bardziej nie zagłębiać :)

A na koniec- niebawem więcej, może coś digitalowego też, oraz, mam nadzieję- efekty sesji zdjęciowych, które póki co są tajemnicą- ale żeby rozbudzić ciekawość, będą w klimatach dość retro, konkretnie, inspirowane pracami Gila Elvgreena oraz postacią mojej ulubionej aktorki- Marlenie Dietrich :) So, stay tuned :)

4 komentarze:

  1. Myślę, że charakteryzacja wyszła całkiem całkiem :) Może przydałoby się jeszcze rozchlapanych drobnych kropeczek krwi na polikach i pod raną. Co do rysunków to dobrze, że wracasz do tych tradycyjnych - są takie delikatne - mam na myśli kreskę. Choć jak na nie patrzę, to także mam odczucie delikatności. A jeśli chodzi o tatuaż to świetny pomysł. Ciekawam efektu na skórze! Ja także teraz myślę nad swoim projektem tatuażu (długo to trwa). Na początku chciałam zrobić coś ze swoich ilustracji, jednak doszłam do wniosku, że zrobię tak jak Ty i projektuję swój konkretny wzór, a raczej kilka wzorów w różnych miejscach. Co do korzeni to całkiem nawet popularne tu w Polsce ;) tak mi się zdarzyło wiele osób poznać, a ja sama też jestem mieszana ;) W ogóle Polacy to chyba niejednorodny naród, tak myślę.
    Jestem ciekawa mega tej sesji!! Uwielbiam takie klimaty retro!!! Ten film animowany rób!
    Też piszę trochę chaotycznie, ale mam nadzieję, że się doczytasz sensu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. doczytałam:)
      heh, no ja sie troche boje tych sesji, no ale- zovbaczymy, mam nadzieje, ze wyjdzie spoko:) o Marlenie |Dietrich to już marzyłam długo :)

      o, to musze zobaczyć Twoje projekty tatuazy, tylko ciekawe jak sie uda te Twoje rozchlapańce i efekty akwarelowe na skórze zrobić:)

      Usuń
  2. Wow! masz mega talent <3 Genialne prace, wręcz magiczne. Obserwuję

    OdpowiedzUsuń
  3. kolejne świetne prace, zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń