środa, 28 sierpnia 2013

Masa rzeczy ostatnio wisi mi nad głową, nie mam czasu na dużo....praca, teledysk się robi, proszę ja was, niebawem mam nadzieję się pochwalę:)
Tymczasem- ostatnio głownie szkice sie dzieją, tradycyjne, kolorowane na kompie, trochę szybkich portretów, jakieś pomniejsze bazgrołki....
Przeprosiłam się z ołówkiem po nastu latach- czego efektem jest kilka portretów "gwiazd" i gryzmoły robione byle gdzie.
 Pierwszy portret tego typu-spontaniczna, piętnastominutowa Audrey, podrasowana chlapaniem akwarelą
 Edgar Allan Poe:) i kruki
 Tim Burton
 Serj Tankian:)
 Ostatnio bywa stimpunkowo, nie wiem czemu, jakoś mi przypasował klimat:)
 Wicked Witch od the West, długopisem
 Babskie bazgrołki
I długopis z akwarelą.

 Długopisem też się fajnie rysuje, a obrazek powstał na podstawie moich zajebistych przygód-kiedy to po próbie kapeli mojego Lubego targałam zad ze Skalmierzyc do Szczypiorna (jakieś 4,5 km polami:)) w stanie alkoholowym, i namiętnie gubiłam kontakt spodni z dupą, oraz ogólnie byłam przerozkoszna, latałam na miotle i takie tam cuda wianki:)
 Arya Stark, też długopisowa, szybka i niedopracowana. Nie opierałam się ani na serialu, ani na książce, taka moja impresja
 I pokolorowana na kompie panna steampunkowa.
A z serii wygrzebanych przypadkiem- jako że przeszukiwałam moje teczki niedawno, a zbliża się kolejny zlot w Bralinie, pozwolę sobie zarzucić historią z ubiegłorocznego:)


 I szybki autoportret:)
Jak również szybki portret wokalisty V-Twin:) Będzie więcej:)


I z serii innych njusów- niedawno miałam przyjemność razem z V-Twin pojechać na koncert. Tym razem charytatywnie, dla Mnaru w Nowolipsku, w ramach imprezyz okazji roku trzeźwości obecnej grupy mieszkańców.
Było mega fajnie- pewnie wiele osób wyobraża sobie Monar jako żulernię z bandą obdartusów w śmierdzących dresach, brud, syf, malaria i jakieś inne dziwne tematy...prawda jest inna:) Ludzie super sympatyczni, żeby zająć się walką z uzależnieniami budują, malują, dbają o zwierzaki- mają tam koty, psy, konie, kaczki, plac zabaw dla dzieci miszkających tam z rodzicami <3
Mimo że impreza w 100% na trzeźwo, ludzie bawili się do północy- czyli koncert trwał prawie 2 godziny:) Potem zostaliśmy jeszcze poczęstowali domowym obiadem- obiad nocny też obiad:) Wszyscy byli tak njhiesamowicie sympatyczni i kochani, że chyba długo tego nie zapomnę:)
Byłam na etacie fotografa, także zdjęć jest trochę:)





Jak widać za scenę posłużyło coś w rodzaju ganku or whatevah, wbrew pozorom wygladało to zacnie:)



Cała ekipa nie zmieściła się na zdjęciu zbiorowym, ha:)
I mua, skromna pseudofotografka w akcji:)

A przy okazji zpotkaliśmy też Andrzeja Kaczkowskiego, żywą legendę rock'n'rolla, kto wie ten wie, kto nie wie, niech doczyta na jego blogu--> blog.andrzej-kaczkowski.pl


piątek, 9 sierpnia 2013

Trochę blog mi zdechł, przez upały nie mogłam zrobić nic specjalnie produktywnego...ale ale, co sie odwlecze, to nie uciecze, w sumie pomysłu na post nie mam za bardzo dzisiaj, ale będzie, o byle czym:)


Na początek moja spontaniczna faza na mazanie po zdjęciach- dwie mega zdolne młode fotografki zgodziły się udostępnić mi swoje dzieła do pokalania:)
Niżej efekt bazgrolenia po zdjęciach wykonanych przez Victorię Morphinę, której inne dzieła, nie tylko fotografie, podziwiac można TUTAJ

Wybrałam te dwa zdjęcia, bo skojarzyły mi się z piosenkami, których fragmenty są zresztą wrysowane w całość kompozycji:) Jak ktoś zgadnie, ma order z ziemniaka:)

 Drugą fotografką która się zgodziła na beszczeszczenie dzieł moimi rękoma, jest Karolina Miądowicz, której prace zresztą od ho ho ho sobie podziwiałam i zajarałam się kiedy się zgodziła na kooperejszyn.
Na pomazanie jeszcze 3 zdjęciaq czekają, póki co lekko w inną stronę poszły moje myśli i jazdy.
A z rozpędu samą siebię też pomaziałam:

 Potem zrodził się pan John 5, jak ktoś nie kojarzy- obecnie na gitarze u Roba Zombie, kiedyś u Morlina Mięsona, ogólnie lubimy, tośmy namazali:)
 Noc czekania na Lubego-jako że wracał ze Szwecji oi do centrum Polszy miał spory kawałek, wrócił o 5 rano, a żeby nie spać, musiałam się zająć czymś produktywnym:

 To skończone jakoś później, ale noc była płodna w obrazy:)
 Troszkę szkiców, które teraz są na warsztacie- wyglądają dość beznadziejnie, ale co tam, później wychodzą fajne rzeczy:)
 I z innej beczki- Arya Stark, bo oglądałam jakiś czas temu Grę o Tron- wprawdzie nic mnie już nie zaskoczy, bo przeczytałam wersję książkową, ale lubię oglądać kostiumy, charakteryzacje, scenografię....a Arya to moja ulubiona bohaterka, jako jedyna ma tam jaja jak berety. Moja wersja nie opiera się za bardzo ani na książce ani na serialu, ale miał być kto inny, sama wylazła spod długopisu:)
 No i  komerszal- dla Black Garden, sklepu mojej psiapsióły, który właśnie miał pierwsze urodziny:) Sklep polecam, fajne cuda mają, chyba coś na każdą kieszeń, dużo zniżek, plus fajne opcje współpracy, można się zapoznać, może cuś się uda razem ogarnąć :)

 No i z innej beczki- bo ostatnio znów polubiłam robić zdjęcia i udało mi się trzasnąc ich kilka moim dziadowskim aparatem:) Oczywiście obiektyw najłatwiej skierować na koty, bo wdzięcznie pozują zawsze i wszędzie:)





 Rysia też skusił aparat, a że kot siedzi na fejsie, to i samojebke strzelił:)
Mam niecne plany obfocenia czegokolwiek niedługo, malować więcej, ech, pomysłów mam za dużo, a doba to tylko 24 godziny, i spać wypada czasem...ech:)